Święta w tym roku okazały się synonimem czytania, słuchania i oglądania. Dzięki Ci Jezu!
Dziś o czytaniu, bo akurat skończyłam książkę "Rozbitkowie. Rzecz o paryskich kloszardach" Patrick'a Declerck'a (sponsorowaną oczywiście przez tanią książkę, całe 12zł). Różne odczucia, w zależności o którym fragmencie myślę. Początek mnie już na wstępie mocno wbił w fotel. I dobrze, bo chodziło właśnie o to aby szybko zapomnieć o kloszardztwie jako sielankowym życiu ludzi, którzy wyzwolili się z kajdan norm społecznych. Krótko mówić - gówno prawda i Declerck nie szczędzi opisów, które pomagają sobie to szybciutko zwizualizować i wyraźnie uświadomić.
Nie do końca mogę powiedzieć, że mnie to zaskoczyło, ale między zaskoczeniem a zdawaniem sobie sprawy z głębokości patologii jaką jest ten rodzaj bezdomności jest jeszcze duża przepaść. O przeczytanie tej książki skutecznie ją wypełniło, powiedzmy że trochę wybrakowanym mostem.
Zresztą, przypominają mi się różnorakie rozmowy, które kończyły się frazą : "tak, zostanę kloszardem i będę mieć w dupie zarabianie pieniędzy na nowy telewizor". Dopóki trzeba zaspokajać jakiekolwiek potrzeby biologiczne, nie jest się wolnym w sensie absolutnym. Poza tym nawet najwięksi introwertycy i aspołecznicy SĄ uwikłani w struktury społeczne, w pewien schemat społecznego funkcjonowania. Nie da się z tego wyzwolić, odizolować, prędzej czy później człowiek powraca jak syn marnotrawny czy coś i bierze udział na nowo w tym całym bałaganie, nawet gdy jego działanie całkowicie odbiega od tzw. normy.
Muszę powiedzieć, że w pewnym sensie było to dla mnie rozczarowanie. Chyba cały czas jestem na tym etapie, że wierzę w różne abstrakcyjne rzeczy, a konkretniej jakąś niezwyciężoną wolną wolę i naiwną wolność.
Chyba zasypiam. Na koniec recenzja: http://wyborcza.pl/1,75517,2180089.html